No i mamy kolejny fragment, mam nadzieje że jest okej:)
Po koncercie szybko zwinąłem się do garderoby.
Wkrótce dołączył do mnie Myles z chłopakami. Nie chciałem dać po sobie poznać, że
coś jest nie tak.
- Chcecie piwo? Trzeba uczcić nasz pierwszy
koncert w tym kraju!
- Jasne stary dawaj, co masz! – Powiedział wesoło
Todd. Przejął ode mnie butelki i rozdał wszystkim. Myles wspomniał o swoim własnym
zespole Alter Bridge i tu zaczęła się prawdziwa dyskusja.
- No dawno już nie widziałem ludzi z zespołu, nie
było też prób. Zaczynają na mnie gadać, że jeżdżę z wami w trasę zamiast pisać
teksty do nowych piosenek AB.
- Stary daj spokój nic wam nie będzie jak trochę od
siebie odpoczniecie. Później będziesz miał więcej pomysłów dla nich po zakończeniu
„Apocalyptic” – Wolałem go udobruchać. Sam nie chciałem mieć problemów z nie dyspozycyjnością wokalisty.
W pewnym monecie wyłączyłem się z rozmowy i
poszedłem szukać kogoś z obsługi by dowiedzieć się, czy wyłapali Vicki przy
wyjściu. Udało mi się odszukać gościa, z którym rozmawiałem o tym jeszcze przed
koncertem.
- Ktoś ją widział? – Zapytałem lekko zdyszany.
- Niestety… Staliśmy przy wszystkich wyjściach
przez godzinę od zakończenia show, osoby
ze zdjęcia nie widzieliśmy. Zresztą nie ma, co się dziwić był taki tłum, że nie
sposób kogoś wypatrzyć.
- Kurwa czy wy nie umiecie nic zrobić dobrze!!!Jak
kurwa proszę, że macie kogoś znaleźć po koncercie to ma tak kurwa być, a nie się
dowiaduje, że to nie było możliwe. Kurwa… - Odszedłem szybkim krokiem z powrotem
w stronę garderoby. Chłopców już nie było, pewnie poszli pakować sprzęt do ciężarówki.
- Hudson… Zbieraj się, musze podpisać ostatnie
papiery i o 4 rano wyjeżdżamy dalej, wiec nie mamy za dużo czasu. – To był
menadżer.
- Okej luz, już będę szedł…
Spojrzałem tępo w ścianę. Żal mi było, że już więcej
nie zobaczę tej słodkiej dziewczyny. Na prawdę miło mi się spędzało z nią czas.
A w sumie może dobrze się stało… Nie mogę
zdradzić Pearli, bo to by się równało prawdopodobnie stracie dzieciaków, a to
by była dopiero największa tragedia mojego życia. W garderobie jakimś cudem
leżała moja walizka. Pewnie ktoś ją przyniósł tu dla mnie z hotelu. Nie miałem
nic przeciwko temu, chociaż czasem bywa przerażający fakt, że ludzie z menadżmentu
i produkcji mogą zajrzeć praktycznie w każdą szparę, każde miejsce i dokładnie sprawdzić
prywatność, ale nic takie życie głupiego rockmena.
Siedziałem tak w oczekiwaniu na kogoś, kto przyjdzie
po sprzęt gitarowy i moje walizki, nie wiedziałem, co ze sobą począć, już od dwudziestu
minut nikt się nie pojawił. Otworzyłem jedno podło z gitarą i zacząłem coś z
nudów brzdąkać. Nawet udało mi się skomponować jakąś ciekawą, prostą melodyjkę.
W końcu pojawiła się obsługa trasy. Spakowałem instrument to pudła, a oni
zabrali wszystko do autokaru i ciężarówki. Dochodziła 2 w nocy. Zmęczenie i
smutek, że vicki była tylko bohaterką epizodyczną w moim nędznym życiu zaczęły
mi doskwierać. Wziąłem szybki prysznic żeby zmyć z siebie ten cały koncert.
Wszedłem szybko na moją pryczę, odkrzyknąłem chłopakom dobranoc i próbowałem zapomnieć twarz cudnej blondwłosej Vicki.
Punkt 4 kierowca oznajmił odjazd, no i to był koniec marzeń dla mnie, niestety.
Musiałem się skupić na dokończeniu trasy i zbliżających się dniach wolnych,
kiedy to wrócę do LA do rodziny…
No i fajny, tylko troszkę krótki jak dla mnie :D Szkoda, że jednak nie znalazł tej dziewczyny, ale coś mi się wydaje, że jeszcze się na nią gdzieś natknie ;) Biedak się męczy sam ze sobą i nie wie co zrobić. Z jednej strony żona i dzieci a z drugiej piękna nowa znajoma....trudny wybór :P
OdpowiedzUsuńNie martw się jeszcze będzie dobrze:))
UsuńOj, czemu taki smutny koniec? Będą dalsze części i szczęśliwe zakończenie? :>
OdpowiedzUsuńTak będą dalsze części i jak na razie to opowiadanie nie chyli się ku końcowi:))
UsuńPowiem Ci, że super xD
OdpowiedzUsuńSlash i Vicki muszą się jeszcze spotkać :D
Szybko pisz następny :)