piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 4


No i mamy kolejny fragment, mam nadzieje że jest okej:)


 Po koncercie szybko zwinąłem się do garderoby. Wkrótce dołączył do mnie Myles z chłopakami. Nie chciałem dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.
- Chcecie piwo? Trzeba uczcić nasz pierwszy koncert w tym kraju!
- Jasne stary dawaj, co masz! – Powiedział wesoło Todd. Przejął ode mnie butelki i rozdał wszystkim. Myles wspomniał o swoim własnym zespole Alter Bridge i tu zaczęła się prawdziwa dyskusja.
- No dawno już nie widziałem ludzi z zespołu, nie było też prób. Zaczynają na mnie gadać, że jeżdżę z wami w trasę zamiast pisać teksty do nowych piosenek AB.
- Stary daj spokój nic wam nie będzie jak trochę od siebie odpoczniecie. Później będziesz miał więcej pomysłów dla nich po zakończeniu „Apocalyptic” – Wolałem go udobruchać. Sam nie chciałem mieć problemów z nie dyspozycyjnością wokalisty.
W pewnym monecie wyłączyłem się z rozmowy i poszedłem szukać kogoś z obsługi by dowiedzieć się, czy wyłapali Vicki przy wyjściu. Udało mi się odszukać gościa, z którym rozmawiałem o tym jeszcze przed koncertem.
- Ktoś ją widział? – Zapytałem lekko zdyszany.
- Niestety… Staliśmy przy wszystkich wyjściach przez godzinę od zakończenia show,  osoby ze zdjęcia nie widzieliśmy. Zresztą nie ma, co się dziwić był taki tłum, że nie sposób kogoś wypatrzyć.
- Kurwa czy wy nie umiecie nic zrobić dobrze!!!Jak kurwa proszę, że macie kogoś znaleźć po koncercie to ma tak kurwa być, a nie się dowiaduje, że to nie było możliwe. Kurwa… - Odszedłem szybkim krokiem z powrotem w stronę garderoby. Chłopców już nie było, pewnie poszli pakować sprzęt do ciężarówki.
- Hudson… Zbieraj się, musze podpisać ostatnie papiery i o 4 rano wyjeżdżamy dalej, wiec nie mamy za dużo czasu. – To był menadżer.
- Okej luz, już będę szedł…
Spojrzałem tępo w ścianę. Żal mi było, że już więcej nie zobaczę tej słodkiej dziewczyny. Na prawdę miło mi się spędzało z nią czas. A w sumie może dobrze się stało… Nie mogę zdradzić Pearli, bo to by się równało prawdopodobnie stracie dzieciaków, a to by była dopiero największa tragedia mojego życia. W garderobie jakimś cudem leżała moja walizka. Pewnie ktoś ją przyniósł tu dla mnie z hotelu. Nie miałem nic przeciwko temu, chociaż czasem bywa przerażający fakt, że ludzie z menadżmentu i produkcji mogą zajrzeć praktycznie w każdą szparę, każde miejsce i dokładnie sprawdzić prywatność, ale nic takie życie głupiego rockmena.
Siedziałem tak w oczekiwaniu na kogoś, kto przyjdzie po sprzęt gitarowy i moje walizki, nie wiedziałem, co ze sobą począć, już od dwudziestu minut nikt się nie pojawił. Otworzyłem jedno podło z gitarą i zacząłem coś z nudów brzdąkać. Nawet udało mi się skomponować jakąś ciekawą, prostą melodyjkę. W końcu pojawiła się obsługa trasy. Spakowałem instrument to pudła, a oni zabrali wszystko do autokaru i ciężarówki. Dochodziła 2 w nocy. Zmęczenie i smutek, że vicki była tylko bohaterką epizodyczną w moim nędznym życiu zaczęły mi doskwierać. Wziąłem szybki prysznic żeby zmyć z siebie ten cały koncert. Wszedłem szybko na moją pryczę, odkrzyknąłem chłopakom dobranoc i próbowałem zapomnieć twarz cudnej blondwłosej Vicki. Punkt 4 kierowca oznajmił odjazd, no i to był koniec marzeń dla mnie, niestety. Musiałem się skupić na dokończeniu trasy i zbliżających się dniach wolnych, kiedy to wrócę do LA do rodziny…


5 komentarzy:

  1. No i fajny, tylko troszkę krótki jak dla mnie :D Szkoda, że jednak nie znalazł tej dziewczyny, ale coś mi się wydaje, że jeszcze się na nią gdzieś natknie ;) Biedak się męczy sam ze sobą i nie wie co zrobić. Z jednej strony żona i dzieci a z drugiej piękna nowa znajoma....trudny wybór :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, czemu taki smutny koniec? Będą dalsze części i szczęśliwe zakończenie? :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak będą dalsze części i jak na razie to opowiadanie nie chyli się ku końcowi:))

      Usuń
  3. Powiem Ci, że super xD
    Slash i Vicki muszą się jeszcze spotkać :D
    Szybko pisz następny :)

    OdpowiedzUsuń