Tym razem jakiś dłuższy ten rozdział mi wyszedł, ale mam nadzieje że uda wam się przebrnąć do końca:) Na prawdę proszę o komentarze bo to ogromna motywacja. Miłego czytania:*
Dzień 1 w LA
Szedłem właśnie z
Perlą i chłopakami na sk8 parku, bo London uparł się, że chce nauczyć się jeździć
na deskorolce, a oczywiście jego młodszy braciszek jak usłyszał, że brat cos
chce od razu to
z papugował. Kupiliśmy im z Perlą
po deskorolce i zestawie ochraniaczy, z czego byli bardzo zadowoleni. Jak na
razie nikt mnie nie rozpoznał na ulicy dzięki czapce i lustrzanym okularom
przeciwsłonecznym.
Weszliśmy
wspólnie na beton sk8 parku i oczy wszystkich deskorolkarzy zatrzymały się na
naszej czwórce. Zauważyłem nawet jednego 18 letniego chłopaka w koszulce Guns N
Roses jeszcze z moich czasów.
- Chyba wszyscy nas tu lubią, co nie Slash!? – Powiedziała głośno
Perla widocznie rozbawiona tym, że wszyscy ludzie na plazie się na nas gapią. –
Myślę, że oni chcą pomóc naszym synom nauczyć się jeździć na deskach. Prawda!? –
Krzyknęła na koniec. Podchwyciłem jej dowcip i też dodałem.
- Myślę, że ten kolega w koszulce mojego byłego zespołu jest chętny i
kompetentny by uczyć nasze dzieci. – 18-latek spojrzał się na mnie zaskoczony,
ale z entuzjazmem podszedł do naszej rodziny.
- Cześć, Jack jestem. – Podał rękę najpierw mojej żonie, a później mnie
i dodał. – Bardzo szanuję pana twórczość i miło mi w ogóle was poznać.
- Spoko młody mów mi Slash, ale teraz pokaż moim chłopcom jak się
powinno jeździć.
Dzień 2 w LA
Pokłóciłem się znowu z Perlą, zresztą sam nie wiem,
o co. Widać, że już nigdy nie będziemy tak zgodnym małżeństwem jak to było
kiedyś i może przyjdzie nam się niestety wkrótce rozstać. Musieliśmy jednak na
chwilę zagrzebać topór wojenny miedzy sobą, bo obiecaliśmy synom, że wspólnie
wybierzemy się do Disney Landu. Po wejściu oświadczyłem, że muszę się od nich
odłączyć i przemyśleć parę spraw. Perla z wkurzoną miną przytaknęła i zniknęła,
z chłopakami z widoku. Umówiliśmy się pod bramą, o 20, aby wrócić wspólnie do
domu.
Szedłem samotnie wesołymi uliczkami parku rozrywki
mijając obecną młodzież zakochaną w jakimś durnym popie czy elektro, płaczące i
śmiejące się dzieci a nawet zakochane pary. Wiedziałem, że nie zniosę dłużej
związku z Perlą, ale też nie chciałem rozwodu, ale odsunąłem na razie od siebie
te myśli.
Zobaczyłem stoisko z ogromnymi lizakami w kształcie
myszki Micki i stwierdziłem, że pomimo długiej kolejki kupię Londonowi i
Cashowi po jednym. Kiedy nadeszła moja kolej ciało domówiło mi posłuszeństwa.
Nie wierzyłem w to, co wiedzę. Znajdowała się przede mną nie, kto inny jak Vicki.
Ona też mnie rozpoznała i stała z rozchylonymi ustami, jednak szybko
oprzytomniała.
- Witam, co dla Pana? - Powiedziała
drżącym głosem.
- Możemy porozmawiać?
- Za 5 minut kończę prace usiądź na ławce i poczekaj na mnie, dobrze?
A teraz… Chce Pan coś kupić? – Znowu weszła w rolę wesołej sprzedawczyni.
Poprosiłem o dwa największe lizaki, szybko zapłaciłem i usiadłem na wskazanej
przez nią ławce. Serce łomotało mi w klatce piersiowej z podekscytowania.
Chciałem lepiej poznać tę dziewczynę, dowiedzieć się coś o niej więcej niż to,
że miała zjebane życie i głupiego chłopaka w Polsce.
Nie kazała mi długo na siebie czekać, bo po
chwili już siedziała obok mnie. Chciałem ją od razu przytulić, może nawet
pocałować, ale wiedziałem, że nie mogłem tego zrobić teraz.
- Jak to się stało, że my się spotykamy w takim miejscu??? Czemu nie
mieszkasz dalej w Katowicach? – Wyrzucałem z siebie pytania jak z procy. Vicki
uśmiechnęła się do mnie. Czyżby zalotnie?, a może to tylko źle
zinterpretowałem.
- Musiałam uciec z Polski, bo mój były, z którego rąk mnie uratowałeś
zaczął mnie prześladować. Włamywał się do mojego mieszkania w nocy itd.
Najpierw mieszkałam przez kilka dni w Londynie, bo tam jest moja ciotka, ale
nie mogłam tam zostać na długo, bo cioci mieszkanie było za małe. Za to miała puste
lokum tutaj na przy Sunset, w którym pozwoliła mi zamieszkać. Tak, więc jestem
teraz w LA i już chyba nie zmienię miejsca zamieszkania. Zresztą i tak nie mam
na to pieniędzy.
- Siedziałem jak zahipnotyzowany wsłuchując się w jej historię. W
końcu nie wytrzymałem i poderwałem ją z ławki mocno do siebie przytulając. Ona roześmiana
odwzajemniła mój gest wplatając w moje włosy palce.
- Oj mała… Wiesz, że o tobie dużo myślałem. Nawet po koncercie moi
ludzie cię szukali i nic, zaginęłaś.
- Hmm byłam na koncercie bardzo mi się podobało, ale nikt nawet mnie
nie zaczepił i nie zatrzymał. – Ehh no
trudno pewnie ochroniarze na prawdę nie widzieli jej w tłumie pomyślałem.- Też
o tobie myślałam Slash. Zastanawiałam się, co by się stało z nami gdybym wtedy
nie uciekła z twojego pokoju rano. – Spojrzała mi prosto w oczy z jakąś głęboką
tęsknota… Ja nie wiedziałem jak zareagować… Pogubiłem się… Ja... Niewiele myśląc
przycisnąłem swoje usta do jej delikatnych warg. Czekałem, aż Vicki odwzajemni
mój pocałunek i w końcu się doczekałem. Dziewczyna rozchyliła usta i zaczęliśmy
się czule całować. Nie było w tym obecnie żadnego pożądania, a jedynie jakieś
niewidzialne przyciąganie. Nagle dziewczyna odsunęła się gwałtownie
- Slash my nie możemy, my się ledwo znamy… Podobasz mi się w ogóle,
ale ja nie chcę wyjść na dziwkę… - Opuściła wzrok i wyraźnie posmutniała.
- Przepraszam mała. Nie powinienem cię teraz całować, ale nie mogę
powiedzieć, że żałuję… - Zapadła niezręczna cisza. Nie chciałem znów stracić
kontaktu z Vicki.
- Hmm może pójdziemy teraz
wspólnie na obiad, co? – Zaproponowałem i od razu zarumieniłem się spuszczając
oczy na chodnik. Mimo moje go wieku ciągle byłem nieśmiały i zapraszanie kobiet
gdziekolwiek było dla mnie trudne.
- No możemy gdzieś pójść, bardzo chętnie. – Znowu zalotny uśmiech ze
strony Vicki? Może ona nie traktuje mnie
tylko jak przyjaciela i nie widzi we mnie starego faceta podchodzącego pod 50-kę,
tylko potencjalnego partnera… Skarciłem za te chciwe przemyślenia. Kazałem
jej tylko chwilę poczekać. Napisałem Perli wiadomość SMS, że spotkałem kolegę z
zespołu, i że nie muszą na mnie czekać, a na powrót niech wezwą kierowcę, bo zabieram
moje Porsche.
- Ruszyłem z Vicki W stronę mojego samochodu. Na jego widok wymsknęło
jej się ciche WOW, na co zaśmiałem
się pod nosem. Zacząłem z nią rozmawiać o tym jak jest się tu żyje itd.,
jednocześnie wybierając w myślach knajpę, do której jedziemy. Stwierdziłem, że
zabiorę ją do jakiejś dobrej, żeby nie pomyślała, że jestem jakimś sknerą… Gdy dojechaliśmy na miejsce Oczy Vicki się rozszerzyły
na widok naszej restauracji „Melisse” Był to piękny elegancki lokal na Santa
Monica serwujący wykwintne francuskie potrawy. Sam nie gustowałem w tak
wymyślnym żarciu, ale w końcu dziś chciałem zaimponować kobiecie.
- Tuż przed wejściem dziewczyna złapała mnie niepewnie za łokieć.
- Slash, czy to jest randka? - Zapytała nieśmiało.
- Tak kochanie… - Szepnąłem i ucałowałem ją w policzek wprowadzając do
lokalu.